Rafał Janta, CharlieNose: warto promować świetne kosmetyki
Rafał Janta, CharlieNose: warto promować świetne kosmetyki

Rafał Janta, juror Love Cosmetics Awards, CharlieNose:

Moje pierwsze jurorowanie w konkursie Love Cosmetics Awards było oceanem wrażeń i prawdziwym kosmetyczne morzem, do którego od razu wskoczyłem na głęboką wodę. Wspaniale było poznawać nowe marki, nowe formuły, nowe składniki, nowe kosmetyczne koncepty.

Do testowanych produktów podchodziłem w sposób multisensoryczny – oczywiście odczuwałem ich działanie na mojej skórze i włosach, ale też rozkoszowałem się pięknym designem opakowań, wsłuchiwałem się w historie twórców i – co dla mnie szczególnie ważne – upajałem się pięknymi zapachami niektórych z nich. Upewniłem się w przekonaniu, że polskie kosmetyki nie mają powodów do żadnych kompleksów, co więcej – często zostawiają zagraniczną konkurencję daleko w tyle. Mam tu na myśli i składy i zaawansowane technologie i doskonały światowy design.

Cieszę się, że mogłem dorzucić swoje męskie trzy grosze do tego ciekawego przedsięwzięcia. Jeszcze bardziej się cieszę, iż dla nas facetów marki mają coraz więcej do zaoferowania. Stawiam sobie za misję głoszenie tego mężczyznom i zachęcanie ich do jeszcze bardziej świadomego dbania o urodę.  

Z przyjemnością używałem nowej serii dla mężczyzn Clochee Men, szerokiej gamy Monolit, genialnie pachnącego balsamu z zieloną kawą i tabaką od Mokosh, kapałem się w terapeutycznej soli od Unit4Men, a w brodę wcierałem kosmetyki z olejkiem konopnym marki Zew for Men. Jeśli chodzi o składniki, zdecydowanie zostałem fanem matchy! Zwłaszcza w wydaniu świetnych kosmetyków Polemika i pasty do zębów NatureOn. Zacząłem tez zauważać szyję, którą wcześniej traktowałem jak coś nieistniejącego między brodą, a resztą ciała. Bardzo dobrze w jej pielęgnacji sprawdziła mi się seria Volumeric Dr Irena Eris. Wzmocniłem rzęsy i brwi odżywkami Revitalash, skórę pod brodą pilingowałem żelem od Biały Jeleń, a tę na głowie świetnym pilingiem Mawawo. Pokochałem nocne maski – zwłaszcza te od Sensum Mare, Kiré Skin i Arkana. Regularnie stosowałem pilingi enzymatyczne – z matchą od Veoli Botanica i z papają i mango od Sensum Mare. Zachwyciły mnie dwa olejki. Jeden pielęgnujący od Krayna – malina i rozmaryn, drugi oczyszczający Relax & Shine marki babo. Ten ostatni przypomina mi zapachem cudowny kokosowy zabieg jaki miałem kiedyś przyjemność odbyć w tureckim spa. Moim ulubionym akcesorium urodowym stał się masażer od Bless Me Cosmetics, ukochanym zapachem Nairobi-Toronto od Love’n’Hate, a w torbie zawsze nosiłem wielofunkcyjny balsam dla mężczyzn od Pure Story by dr. Rymsza. Dzięki marce Marie Brocart dowiedziałem się, że istnieje coś takiego jak eko-brokat. Kąpała się w nim co prawda moja druga połówka, ale czyż kosmetyki, które uszczęśliwiają naszych najbliższych nie są najlepszymi kosmetykami? To napisawszy dodam jeszcze tylko, że cała moja rodzina uzależniła się od bajecznie kolorowych kul do kąpieli Full Mellow.

Nie sposób tu wymienić wszystkich zauroczeń. Nagrodziłem je wszystkie w głosowaniu. Jestem wdzięczny za to doświadczenie, za nowe znajomości i nowe nawyki pielęgnacyjne jakie LCA we mnie wyrobiło. Wiele z kosmetyków, jakie testowałem i ciągle testuję, będzie pojawiać się jeszcze przez długi czas na moim blogu i w moich mediach społecznościowych. Warto mówić światu o tak dobrych produktach!

 

# JURY
 reklama