Patrząc z szerszej perspektywy można mówić o umocnieniu się trendu ekologicznego i naturalnego. Tu pojawiło się kilka nowych marek i powróciły dobrze już znane. Naturalność mocno zakorzeniła się w naszej kosmetycznej rzeczywistości, a konsumenci są coraz bardziej świadomi tego, co kupują. Wiele marek zaczęło zwracać uwagę nie tylko na sam skład produktu, ale także na jego opakowanie, aby i ono nie szkodziło środowisku. Nie ma na razie wielkiego odwrotu od plastiku, ponieważ ciągle są to najtańsze opakowania i często najbardziej dla konsumenta wygodne, ale jaskółki zwiastujące zmiany już się pojawiają.
Moim odkryciem ubiegłorocznego konkursu były szampony w kostce – w tym roku przekonałam się, iż kostka może być konceptem uniwersalnym – a w ten sposób można zaoferować nie tylko szampon, odżywkę do włosów, balsam do ciała, produkty do higieny intymnej, ale także płyn, a raczej kostkę do mycia naczyń. Pojawiła się marka BeSymbio z konceptem #myjemyroślinami z ciekawą propozycją ekologicznych płynów do czyszczenia.
Wśród nowych składników proponowanych przez marki pojawił się bakuchiol obecny w produktach zgłoszonych przez Szmaragdowe Żuki, Marie Brocart, Miraculum, Bielendę, Eveline, Oceanic, Only Bio. Ten roślinny zamiennik retinolu jest niewątpliwie tegorocznym hitem. Pojawiły się również kosmetyki z matchą, zawierające prebiotyki i probiotyki. Mocno trzyma się trend azjatycki: K-beauty i J-beauty– czyli kosmetyków koreańskich i japońskich.
Wraz z kokonizacją domową i przekształcaniem naszych domów w miejsca wielofunkcyjne pojawiło się wiele ciekawych propozycji pozwalających przeksztłacić nasze mieszkania i domy także w domowe spa. Wegańskie świece od Mellicare to było moje domowe odkrycie, oprócz tego maski, sole do kąpieli w najróżniejszych wariantach (np. z kozim mlekiem od Rogalove).
Ta edycja Love Cosmetics Awards to także powrót do korzeni w rozumieniu – klasycznych składników, znanych marek z tradycjami, prostych produktów, które w „czasach zarazy” są po prostu niezastąpione.
Powrót do składników znanych, ale nie tak często stosowanych to dla mnie kora wierzby, miód manuka, kurkuma, bursztyn. Klasyczne marki z którymi odnowiłam moją znajomość – to choćby Celia z fantastycznymi pomadkami witaminowymi, Biały Jeleń, który jest klasyką samą w sobie (szczególną uwagę zwróciłam na peeling do zarostu – nie tylko dla mężczyzn) oraz Miraculum. Podstawowe produkty to oczywiście mydła w najróżniejszych wydaniach, ale także płyny antybakteryjne, pasty do zębów. Takim powrotem do podstaw było tez moje tegoroczne odkrycie w postaci palety do konturowania i cieni do powiek od Felicei – prosty pomysł dla make-upowych poczatkujących tudzież zabieganych - palety z krótką instrukcją jak posłużyć się cieniami, w poręcznym rozmiarze, idealne do torebki.
Z przyjemnością obserwuję rozwijający się trend kosmetyków wielofunkcyjnych oraz unisex. Niezwykle przydatne i prawdziwie wielofunkcyjne okazało się mydło gospodarcze marki Ovium. Zapachowo urzekły mnie kompozycje nowej polskiej marki perfumiarskiej Love&Hate.
Jeśli chodzi o spójne koncepcje marketingowe – to chciałabym wyróżnić marki: ZEW for Men, Bosqie, Krayna, Body Boom/Face Boom, Naturikke.
Pomimo czasów trudnych i wymagających marki kosmetyczne potrafią cały czas nas czymś zaskoczyć. Szczerze powiedziawszy nie mogę się już doczekać następnej edycji Love Cosmetics Awards, bo jeśli w tak trudnym momencie mamy tak wiele różnych ciekawych propozycji, to co to będzie za rok?